Beskid Expedition Team z sukcesami w Karakorum

8 lutego, 2023

Dwa szczyty ośmiotysięczne w ciągu zaledwie 13 dni – to wielkie osiągnięcie zespołu działającego pod szyldem Beskid Expedition Team. 19 lipca 2022 r. Mariusz Hatala, Kamil Kozłowski, Piotr Krzyżowski i Radosław Woźniak stanęli na szczycie Broad Peak-u (8051 m n.p.m.). Bartłomiej Ziemski dzień wcześniej. Natomiast 28 lipca 2022 r. wymienieni już: Mariusz Hatala, Piotr Krzyżowski i Radosław Woźniak, weszli na K2 (8611 m n.p.m.). Karakorum, w którym pogoda bywa kapryśna, w tym codziennością są porywiste wiatry, okazało się wyjątkowo łaskawe.

Wspinacze do bazy pod Broad Peak-iem dotarli 1 lipca. Wcześniej, postanowili zaaklimatyzować się na przepięknej górze Laila Peak (wys. 6096 m n.p.m.) położonej w dolinie Hushe. Jednak warunki były fatalne i przez wzgląd na bezpieczeństwo, wycofali się. – Laila Peak to trudna technicznie góra, jednak znośnie, gdyby były betony, a nie usypujący się spod nóg śnieg. Nie zdołalibyśmy asekurować się sprzętem, który mieliśmy. Ponadto z tyłu głowy mieliśmy permit, czas i główny cel wyprawy, którym był na początku Broad Peak – mówi Mariusz Hatala, wspinacz związany z Polskim Himalaizmem Sportowym, zawodowy żołnierz, ratownik medyczny, ultrabiegacz. Ostatecznie panowie aklimatyzowali się dwa dni na przełęczy Gondogoro na wysokości 5585 m n.p.m., a później już w wyższych obozach na górze.

Jak wspominają wejście na pierwszy ośmiotysięcznik podczas tej wyprawy, na Broad Peak?

– Byłem bardzo mile zaskoczony przygotowaniem góry. Sprzęt wysokiej jakości, asekuracja fantastyczna. To zasługa austriackiej agencji, która wcześniej tam gościła. Poręczy nikt nie zdejmuje. Natomiast trudne jest przebywanie bardzo długo w tzw. „strefie śmierci” na ok. 8 tys. m n.p.m. Po wyjściu z przełęczy na Rocky Summit, szliśmy do samego szczytu granią. Z powrotem natomiast też najpierw podejście granią na Rocky Summit ponownie i dopiero zejście do przełęczy. Bardzo się tego obawiałem – relacjonuje dalej Mariusz.

– Poza tym od przełęczy już nie było takiej dobrej asekuracji. Wisiały stare liny, duże nawisy, trzeba być czujnym. Na grani doszło, prawdopodobnie w czasie, w którym odbywała się nasza wyprawa, do dwóch śmiertelnych wypadków. W jednym, przed Rocky Summit razem z serakiem odpadł przewodnik pakistański idący z dwoma wspinaczami z Wielkiej Brytanii i spadł na stronę chińską. W drugim wypadku, także przed Rocky Summit, na drogę zejścia spadł Brytyjczyk. Widziałem jego but, rękawiczkę…i ślad po ciele, które zsunęło się w dół w skupisko szczelin i seraków – dodaje Piotr Krzyżowski, wspinacz, ratownik GOPR.

Decyzja o wejściu następnie na piekielnie trudną K2, nie była łatwa. Zespół długo rozważał, czy ma na tyle siły, zdrowia, motywacji, by spróbować. Po przedyskutowaniu wszystkich „za” i „przeciw” zdecydowało się troje wspinaczy. Czekały na nich nie lada wyzwania, w tym permanentny stan zagrożenia spadającymi kamieniami. O tej górze marzy wielu ze środowiska. Nie każdemu jednak dane na nią wejść. Mariuszowi, Piotrowi i Radkowi udało się.

– Dźwięk spadających kamieni na K2 porównywalny jest ze startującymi samolotami turbośmigłowymi. Słyszysz i nagle musisz się schować pod skałę, widzisz że leci kamień. Zobaczyłem jak spadł kamień, a za nim spadał człowiek. Aż do podnóża góry. Okazało się, że Kanadyjczyk szpeił się w obozie drugim, został trafiony przez kamień i spadł. To jest ten moment, w którym zadajesz sobie pytanie, czy ciebie też to nie spotka. Były trudne technicznie momenty jak wspinanie Kominem House’a czy przez Czarną Piramidę. Dla mnie jednak największym niebezpieczeństwem stały się spadające kamienie – Piotr, kiedy o tym mówi, przypomina sobie tamtą sytuację, jak gdyby miała ona miejsce całkiem niedawno.

– Jeden z takich kamieni spadł pomiędzy nasze namioty w obozie pierwszym. Taki kamień może rozerwać człowieka na pół. Jestem żołnierzem zawodowym, wiele różnych sytuacji widziałem, słyszałem wystrzały. Kamienie latają szybko i nie wiadomo z jakiego kierunku. Jeśli ktoś nie miał do czynienia z widokiem śmierci, takie doświadczenie, jak kiedy widzieliśmy tego spadającego człowieka, może być trudne. Byłem na kilku misjach i dla mnie martwe ciało ludzkie nie jest niczym dziwnym, ale inaczej wygląda na misji, a inaczej w górach – mówi Mariusz.

Obaj podkreślają, że do trudności technicznych da się przygotować. Do nieprzewidywalnej sytuacji z kamieniami – nie. Dodatkowo, na K2 jest duża niepewność asekuracji ze względu na liny poręczowe, które ktoś założył dla swoich klientów, a którym nie do końca można „ufać”.

A skoro już mowa o trenowaniu, do wypraw w Himalaje należy solidnie się przygotować – nie trzy miesiące przed, ale jak tylko pojawi się taki cel – forma, którą osiągamy jest efektem długotrwałej pracy nad sobą – zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym. Jak zacząć? – Najlepiej najpierw zbadać sobie pompę serca – podstawę funkcjonowania organizmu, a także pójść do fizjoterapeuty. Generalnie dobrze jest przeanalizować swoje mocne i słabe punkty – twierdzi Piotr. – Każdy z nas ma swój sposób na przygotowanie. Moim jest trening rowerowy. Wymyśliłem sobie taki cykl, własny program treningowy, który się sprawdza. Wstaję o 5 rano i wsiadam na trenażer. Takich dni mam 4-5 w tygodniu. Poza tym są treningi wspinaczkowe, a w weekendy wyjazdy na wspinanie w górach. Zimą natomiast dodatkowo trenuję wydolność na skiturach – dodaje.

– Mniej czy więcej, ale trenuję każdego dnia. Dwa razy w tygodniu to jest sekcja wspinaczkowa, raz w tygodniu wspinanie w skałach. Trenuję także drytool na mostach w Pyskowicach, kamieniołomie w Częstochowie i na Górze Wdżar, by przygotować się do sezonu zimowego w Tatrach. Jednostki treningowe muszą być długie. Nie ma możliwości, żeby osoba zza biurka poradziła sobie w górach wysokich. Każdy z nas od kilku lat trenuje. Jak jest baza i pewien poziom wypracowany, to wiesz, ile jesteś w stanie i modyfikujesz potem treningi pod konkretne cele – tłumaczy Mariusz.

Mariusz Hatala i Piotr Krzyżowski to członkowie KW Bielsko-Biała. Razem z Radkiem Woźniakiem na oba szczyty w Karakorum weszli bez użycia dodatkowego tlenu z butli.

Warto wspomnieć, że Mariusz z Piotrem mają na swoim koncie zimowe wejście na Chan Tengri, górę znajdującą się w centralnej części pasma górskiego Tienszan, o wysokości 7010 m n.p.m. Dokonali tego w 2019 roku jako pierwsi z Polski. Za ten wyczyn otrzymali Nagrodę Taternika, w kategorii najważniejszego przejścia wysokogórskiego.

Dla Piotra to już dwa kolejne ośmiotysięczniki, z którymi z powodzeniem się zmierzył. Razem z Radkiem w 2021 roku weszli na Gasherbrum II, także bez dodatkowego tlenu. Ma zatem na koncie już trzy ośmiotysięczniki, a także cztery szczyty Śnieżnej Pantery. Do otrzymania prestiżowego medalu Śnieżnego Barsa brakuje mu już tylko Piku Pobiedy. Mariusz z kolei w tym roku debiutował w Karakorum. Ze Śnieżnej Pantery brakuje mu Piku Pobiedy i Szczytu Korżeniewskiej. Chce wrócić w Karakorum i Himalaje, ale najpierw nadrobić zaległości rodzinne oraz w pracy.

Iwona Świetlik

Fot. archiwum prywatne M. Hatali i P. Krzyżowskiego

Udostępnij wpis

Przeczytaj również